niedziela, 5 stycznia 2014

Rosół paruje, kocham Cię*

Nie dzielę się niedzielą. Nigdy. Z nikim. Najlepszemu wrogowi nie życzyłabym niedzieli po mojemu, dlatego chowam ją dla siebie, męża i dziecka, a raczej to oni chowają mnie przed nią. Bo zabijałabym. Tłukłabym jak niedzielne schabowe. Dziękuję magii dnia za poruszenie myśli, na koniec tygodnia, przy obiedzie (statusem o odgłosie tłuczonych schabowych). Te wysmażania niedzielne i parujące rosoły wywołują we mnie wspomnienie jednego z moich ulubionych cytatów, że kiedy będziemy mieli dom, przez rok nie będziemy wpuszczali nikogo. Wywiesimy kartkę na drzwiach: "Nie ma nikogo. Wyjechaliśmy na rok." - niedzielami mam ochotę oklejać drzwi tym Hłaski tekstem. Powinnam najlepiej uruchomić produkcję taśm na drzwi z nadrukiem tych słów. Nie będziemy wpuszczali nikogo. I tak też jest dzisiaj. Nie lubię niedziel. To są dni, kiedy nie można się z niczym rozpędzić, ledwo się coś zacznie, skończy w poniedziałku. Ale wyjątkowo tą niedzielą dzielę się z Wami, może dlatego, że jest trochę inna. Bo jutro też mamy jakby niedzielę. A to jest jakby podwójne nieszczęście w szczęściu. W tę niedzielę rosołu nie było, ale był deszcz. Mój syn przespał całą noc od niepamiętnych czasów, kiedy to wydawało mi się, że złapałam Pana Długisen za nogi, po czym okazało się, że wcale nieprawda. Mimo przespanej nocy jesteśmy zblazowani i odbijamy się od ścian (nie możemy się nadziwić raczkowaniem). Idę pochłonąć filmy, zanim własny mi się urwie. Wybaczcie żółwi przystankowy styl. Ja naprawdę nie lubię niedziel. Same od siebie nie wychodzą nigdy z inicjatywą aktywności, lenie niedzielne najbierniejsze. Dlatego pozdrawiam Was zza zamkniętych drzwi. Tu nie ma nikogo. Wyjechaliśmy na rok. 





*treści zawarte w poście (szczególnie tytuł i cytat z Hłaski) nie są sponsorowane a dedykowane. Mojemu mężowi, który dzielnie trwa ze mną każdej niedzieli, tak samo jej nie cierpiąc
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...