To on przygotował kącik dziecięcy. Nie oszukujmy się, pokojem nie można było tego nazwać i nawet w Ikei nikomu by się nie przyśnił sposób na zaaranżowanie tak małego skrawka przestrzeni, a on to zrobił i zrobił to najlepiej. Poskładał łóżeczko i komodę, wyczyścił wózek bo używany, wykonał wszystkie te męskie czynności domowe, które były fundamentalne dla przystosowania nowego członka rodziny w M1 dla modelu 2+1. Kąpał od pierwszych dni nowe życie i nagadał pępkowi, żeby odpadł. Przyrządzał mleko, kiedy laktacja okazała się mniej wytrwała niż zapowiadał jej potencjał. Robił przysiady z pięciokilowym wówczas ciałem niemowlęcym, bo miało kolki. Potworne. Zrobił dużo przysiadów i dużo wymachów nosidełkiem, i dużo kilometrów samochodem z powodu tych kolek. To on zwykle był kierowcą i trzeba przyznać, że na początku rzadko jeździł w okrzykach radości. Raczej kierował w wielkim darciu nie wiadomo dlaczego głód? kolka? pielucha? dyskomfort? bo tak? Ale zawsze bezpiecznie dostarczał nas do domu. Zasięgał opinii u wszystkich możliwych źródeł co zrobić, żeby płakanie ustało? Pewnie często przeklinał w myślach te spędzające sen z powiek dolegliwości okresu niemowlęcego, ale nie pamiętam, żeby wybuchał z niedoboru cierpliwości, bo przecież czego nie robi się dla dziecka, dla żony i dla spokoju, który dzięki niemu też z nami mieszkał. Więc robił wszystko. Zaciskał zęby. Wstawał w środku nocy. Szedł na spacer. Karmił. Przewijał. Obcinał te najmniejsze paznokcie świata. Gotował. Sprzątał. Rozwieszał na sznurku tylko ciut większe od mikroskopijnych ubrania. Robił zdjęcia, żeby upamiętnić ten pieluch padół i kupę słodkiego czasu. Zmieniał pracę, żeby rodzinie było lepiej w tych trudnych czasach. Nauczył przytulać, układać klocki, zabawy w chowanego i akuku też on nauczył, nikt inny. Nosił na barana. Wycierał łzy. Całował bubu. Stawiał rodzinę na pierwszym miejscu. Często szedł do pracy ledwie żywy, ale zawsze z uśmiechem wracał do domu.
I do tej pory to robi. Tata mojego syna.
To mogłaby być uniwersalna lista rzeczy ważnych i pewnie tatusiowie w większości odnaleźliby w tych ojcowskich zadaniach (chociaż niektórych na wskroś matczynych) swój rytuał i codzienność. Życzyłabym mamom, żeby lista rodzinnych rzeczy do zrobienia była też tatową listą. Bo bez taty po prostu się nie da. A jak nie wierzysz, to przeczytaj. Nie lubię porównań rodem z mięsnego, ale lepiej tego chyba nie można zobrazować, że kura domowa dzieli dzisiaj grafik z kogutem domowym. Bo żeby jajko było zadowolone, kurnik wysprzątany i ziarno domowej roboty a nie z dowozem gratis (przecież jedzenie kurnik made jest o wiele lepsze niż popcorn tudzież fastcorn) kura sama nie da rady ogarnąć codzienności, szczególnie w dobie popularyzacji business kur. Ojcowie mają teraz istotną rolę w wychowaniu dziecka od pierwszych dni życia i oby ta rola jeszcze ewoluowała, oby jeszcze więcej tatowości było w życiu dzieci i w życiu matek a tatowość ta była bardziej doceniana społecznie, tak bardzo bym tego sobie życzyła, bo marginalne ujęcie ojca w życiu rodziny mnie też dotyczy. To, że wszyscy mi współczują, że mówią, że ja już rady nie daję, że jestem matką na pełen etat i nie najlepiej z tym wyglądam. Że jestem idealna i wściekła mówią i owszem, ciociedobrerady miewają rację, ale to my razem (a nie tylko ja sama jako mama) robimy za full service obróbki ciepła rodzinnego. Bo mama się dzieli przez tatę i z tatą (obowiązkami) i dzięki temu wyrabia tę czasami ponadludzką normę bycia wszystkim, kiedy zwyczajnie się nie da będąc niezautomatyzowaną istotą ludzką. Ojcowskie bycie ojcem mogłoby zacząć być postrzegane w wielu wymiarach jako matczyne bycie ojcem, bo tata też potrafi przenosić góry, nie tylko te pampersów, brudnych ubranek i góry kaszki zmywać z podłogi. Całą górę złych emocji potrafi przenieść w takie miejsce, gdzie pozytywnieją.
Gdybyśmy my, współcześni rodzice maluchów, przeprowadzili ankietę wśród naszych rodziców, mogłoby się okazać, że wiele czynności nie powtórzyło by się w tatowym streszczeniu Co właściwie robił Tata? z życia naszych ojców (których ewolucja przeniosła w bycie dziadkami), bo jednak dzisiaj taty jest więcej w rodzicielstwie niż kiedyś, począwszy od uczestnictwa w narodzinach, poprzez angaż w karmienie i wiele innych czynności, których parszywy stereotyp kiedyś nie pozwalał im wykonywać. W ten Dzień Ojca zarządzam ogólnopolskie wystrzelenie w kosmos resztek przekonań o ważności matki, bo moc taty sprawia, że mamy moc (jest) jeszcze większą. Zarządzam zmianę tej przypadkowości, że tata dopełnia codzienność. Tata nią jest. Tata to taki twór złożony z innego rodzaju emocji, że gdyby nie one świat by się nie zrównoważył, po prostu. Chwiałby się i to byłby w gruncie rzeczy koniec świata.
Co właściwie robił Tata mojego syna? Siedział zmęczony przy stole, więc podeszłam do niego.
Dziękuję Ci za ten dzień. - powiedziałam - Bez Ciebie nie zdążyłabym ze wszystkim, nie dałabym sobie rady sama. On na to opowiedział: gdyby nie ja, nie musiałabyś robić tego wszystkiego, bo nie miałabyś tyle obowiązków.
Ale bez Ciebie byłabym sama.
Kocham to nasze zamknięte trójkątne rodzinne koło.