wtorek, 22 października 2013

Wielkie, przeogromne nic, niczego i o niczym

Wiedza bezużyteczna, którą uwielbiam, zapaliła mi w głowie żaróweczkę posta. Dzisiaj jest międzynarodowy dzień Caps Locka. O JA CIĘ. Wygląda na to, że dzisiejszy dzień był wielki, pisany dużymi literami, niby zwyczajny wtorek, a duży i się dłużył (w pracy szczególnie). Coś jednak się zmienia. Od dłuższego czasu wkurzam się (wróć! czyli chyba jednak nic się nie zmienia). Do niedawna wkurzałam się na Polskę, ale postanowiłam doprecyzować swoje wkurzenie i od kilku dni uskuteczniam wkurw na miasto, w którym żyję od ośmiu lat. Krakowie, nie wybaczam Ci. Nie wybaczam Ci biletów komunikacji miejskiej i oznajmiam Ci, że jeżeli w autobusie tudzież tramwaju nie zastanę automatu z biletami to nie pojadę do domu za pięć złotych (wyrzucam tyle do kosza z dziesięcioma kupami mojego dziecka), od dziś zawsze mam przy sobie wyliczone 2,80 PLN, sorry. Nie wybaczam Ci smogu w czołówce Europy, drogich mieszkań, drogiego życia i turystów, i jednak też erasmusów (już nie piję tyle, co kiedyś - sorry znów). I nie wybaczam Ci łatanych dróg. A najbardziej tego, że tablice z menu wystawiane przed knajpami mówią do mnie po angielsku i cenami w euro. Dla kogo jesteś taki piękny, Krakowie? Widziałam ostatnio Twoje centrum, jak zawsze śmierdziało kupą konia i bezdomnymi. A w knajpianych ogródkach wszystkie języki świata, mogłam się nauczyć. A za ścianą w bloku studenci wszystkich Twoich uczelni wynajmują mieszkania za dwa tysiące polskich i złotych (w promocji!), i myślą sobie, że magistra już za nogi złapali, że w Krakowie to są w ogóle tak ważni, że tylko Caps Lockiem dzisiaj, w jego święto, ich imiona i nazwiska pisać! I chUJ. UPS. Rzednie mi mina i znowu wracam tutaj siebie frustrować. W Polsce, mi, mojej! Kubę Wojewódzkiego jakimiś substancjami oblewają o brunatnym kolorze. Ja nawet nie wiem, jak wytłumaczyć brunatny kolor. Chciałam zacytować króla tefałenu w zaniedbanym przeze mnie cyklu artystów- rodziców - celebrytów na E-Mamuś, ale Wojewódzki się jeszcze dziecka nie dorobił. Za to z Chylińską taką rozmowę przeprowadził, że jak urodziłam to pomyślałam sobie, że ona to u Wojewódzkiego całą prawdę powiedziała i dlaczego nikt inny nigdzie indziej takiej prawdy nie mówił (będzie cytowana niebawem i często). Tak oto do dupy się zaczął ten tydzień. Kuba nie dotarł na poranną audycję w esce rock, a ja nie znalazłam automatu biletowego w najstarszym tramwaju świata w Krakowie, pojechałam na gapę, a potem wlazłam w kupę konia z dorożki. Za zaoszczędzone na bilecie, wyliczone 2,80 PLN nie kupiłam niczego. Bo w rynku w Krakowie nie można nic kupić za 2,80 PLN. Serotonino (i piątku) gdzie się kurwa szlajasz?

środa, 16 października 2013

Wstrząśnięte niemieszane

Mama wróciła do pracy. To będzie bardzo krótka relacja, bo w dalszym ciągu nie wygrałam ekstra godzin do doby i czasu permanentnie mi brak, ale będzie też wielce osobiście o owym zderzeniu... wróć! zdarzeniu (chociaż nawet i zderzeniem można by to nazwać, wybuchem, katastrofą normalnie!). Otóż mama wróciła do pracy. Świat się jednak nie zawalił (specjalnie sprawdzałam jeszcze dzisiaj rano), może jedynie ziemia się trochę zatrzęsła i straciłam grunt pod myślami - to na pewno. Nerwów i rozdrażnienia nie mogę już tłumaczyć ciśnieniem nie takim, złą pogodą, niewyspaniem, wiecznie niedopitą zimną kawą. Teraz mam inne, niepodważalne, lepsze wytłumaczenie na mój wszechobecny wkurw, no bo dziecko w domu a ja nie - oto jak na tacy podane nerwy moje, a dziecko się śmieje. Taka jego rola, taka moja dola. Jemu to przecież wszystko jedno, jego w dobre ręce oddać i będzie git majonez. A ja w nerwach. A on śpi. On był na spacerze, zjadł ze smakiem, butlę wessał i śni. A ja siwieję, pod paznokciami chowam, bo przecież nie mogę pokazać, że strach, że o mój Boże. On się bawi. Toczy się czas, szlag by to, jak szybko. Idzie zima i spotkała mnie w tej parszywej aurze miła niespodzianka. W płaszczu tak zwanym przejściowym, niemodnym od pięciu sezonów, znalezione dziesięć złotych, w torbie nienoszonej od wiosny zeta pięć. Chyba się za znaleźne wstrząsnę i nie pomieszam. Tyle wygrać!

wtorek, 8 października 2013

"Niech przyśnią się wakacje, co wiecznie będą trwać. Leżysz w samym słońcu, mam dwanaście lat"

Październikowe słońce wkrada się do mieszkania. Uwydatnia po drodze nie pierwszej czystości szyby w oknach, kurz na meblach i na podłodze, cholera, zawsze w takim słońcu widać nieporządek. To jest najwyższego stopnia mobilizacja. Przecież nie będzie mi tu słońce świeciło przez brudne okna. Otwieram na oścież, świeże październikowe powietrze dostaje się do mieszkania, kij z tym, że ze smogiem. W ten słoneczny dzień wybaczam Krakowowi nawet smog. Pod oknami babcie prowadzą dysputy o programie jaka to melodia. Ładne, ładne grają tam melodie, ale nie te współczesne. Co też Pani opowiada? Ja jestem pełna podziwu, te dram basy wymyśla młodzież, żywiołowa ta nowa muzyka! Pewnie by Pani poszła na dyskotekę, na koncert, założyła najpiękniejszą sukienkę i sączyła drinka. Gdyby tylko Pani mogła. Znowu, w ulubiony sposób spędzić czas. Nostalgia mnie trzepnęła w głowę. Zamknęłam okno, oceniłam, że bez smug i dziecko się obudziło.

Matka Debiutująca gdybała ostatnio, z ust mi temat wyjęła. No bo co by było gdyby dziecka z nami nie było? Jak by to było? Co bym robiła? I czy jeszcze w ogóle pamiętam co mogłabym robić, gdybym nie zaszła w ciążę? Przecież krakowskie knajpy pamiętam skąpane w dymie papierosowym, siebie skąpaną w rześkim piwie - jakie one teraz są? Jaka ja teraz jestem? I cholera jasna, przecież gdybym ja teraz w tych knajpach nagle, gdzieś - to przecież nie było by już tak samo, ja już nie wiem czy potrafię, ja rozmawiam od kilku miesięcy z dzieckiem, które jeszcze mało rozumie z mojej gadaniny i rozmawiam o tym dziecku z ludźmi, którzy tylko z uprzejmości nie zmieniają tematu. I nagle mam wejść do tych knajp, usiąść z browarem i z moją monotematycznością? Niedawno pisałam o tym, że zawsze chciałam być księżniczką, ale jestem mamą. To było trochę w deseń tych wszystkich zmian, jakie się dzieją kiedy jest się matką, one są nieodzowne i może znowu powiecie, że nasze życie nie musi stawać na głowie, kiedy pojawia się dziecko, że jest to tylko kwestia organizacji i uporządkowania pewnych rzeczy. Ale w tym jest właśnie najsmutniejsze sedno sprawy: organizacja i uporządkowanie. To jest coś, czego nigdy wcześniej nie było w takim wymiarze. To wszystko nudne. Planowanie, organizowanie, sranie w banie. Zróbmy spontan, wielki melanż, spakujmy gacie na zmianę i jedźmy w siną dal. Ta notka nie będzie mieć konkluzji (gdybać można by godzinami), dlatego zakończę ją cytatem, wymownym. Każdy szanujący się tekst okraszony cytatem wydaje się być mądrzejszy, taki wiecie, z przesłaniem.
  
Pamiętasz ten moment, kiedy jako dziecko, w wieku około siedmiu lat, malujesz obrazek i niebo to niebieski pasek u góry kartki? I wtedy przychodzi ten moment rozczarowania, kiedy nauczyciel mówi ci, że tak naprawdę niebo zajmuje cała wolną przestrzeń na rysunku. I to jest ta chwila, kiedy życie zaczyna być coraz bardziej skomplikowane i nieco nudniejsze, ponieważ zamalowywanie kartki na niebiesko jest raczej nużącym zajęciem. - Alan Rickman

wtorek, 1 października 2013

Może jesteś cool, ale szukam kultury

Szukam niani. Mam nadzieję, że za kilka godzin ona się już znajdzie. Przyjdzie tu, okaże się być jeszcze wspanialszą niż przez telefon, wiadomości na niania.pl, przez CV i przez Facebook (śledztwo w toku, bardzo dokładne). I ona nas znajdzie też wspaniałymi i będziemy się świetnie dogadywać, i będzie kreatywnie spędzać czas z naszym dzieckiem. Matczyna intuicjo, nie zawiedź mnie. Ten cały niańkowy temat nasunął mi trochę inną refleksję. Przede wszystkim doceniłam istnienie portali społecznościowych i pisemne formy komunikacji międzyludzkiej. Ludzie, Nasz wizerunek jednym zdaniem może popsuć dobrze zapowiadającą się historię. O technice, formie, uprzejmościach (nawet jeżeli są wymuszone) w wiadomościach, e-mailach itd. nie będę tu pouczać, chociaż mam na to papier i kij z tym. Trochę kultury, naprawdę. Po pierwsze jak można się nie podpisywać? Jeżeli Twoje imię i nazwisko jest tak wielką tajemnicą, jak możesz wymagać ode mnie, że powierzę Ci pod opiekę moją fasoleczkę, ledwo z brzucha wyszła? Tak, wymagać - świadomie użyłam tego słowa - bo natarczywych niań mam po dziurki w nosie - czy moje odmowy nie były skuteczne, skoro wciąż dzwonią, piszą, one nie proszą się o spotkanie, one żądają? A codziennie ćwiczyłam asertywność kosztem brzuszków (na coś trzeba się zdecydować z braku czasu). O, widzę, że zaktualizowała Pani ogłoszenie, to może jednak się spotkamy? Proszę mi wierzyć, nie zawiedzie się Pani. No doprawdy? Dziękuję, po raz dziesiąty. Albo Pani, która mieszka na drugim końcu krakowskiego świata opieprza mnie, że nie chcę dać jej szansy ze względu na lokalizację. Kto tutaj stawia warunki? I po raz kolejny, no jak można odpowiedzieć na ogłoszenie w sprawie jakiejkolwiek pracy czy nawet kupna książki, bluzki albo psa nie zostawiając żadnej treści i podpisu? Dostaję e-mail bez tematu, bez niczego, ledwie zauważam załącznik. Fantastycznie, jest CV! I co z tego? Może dzień dobry, może pozdrawiam, może coś o sobie, może o pogodzie jak już nie ma o czym? To ja też nie pozdrawiam. Odeślę w podzięce list demotywacyjny i będziemy się tak curriculumvitować. Dzięki Facebookowi nie spotkałam się z kilkoma na pierwszy rzut oka idealnymi kandydatkami. Szczęśliwie jest tam opcja publicznych postów, z których jak się okazuje wiele osób korzysta i wiele się można dzięki temu o nich dowiedzieć. Zarówno wódka jak i bluzy salezjańskie poszły do odstrzału. Każda skrajność w intensywnym wydaniu. Poza tym nie odpisywanie na SMS-y i nie oddzwanianie - średni koszt 0,23 zł i naprawdę szybko można wyrazić, że już ma się dawno i gdzieś głęboko pracę z moim dzieckiem. I kłamią, dlaczego kłamią? Ręce opadają. I przecież nie po to ograniczam wiek w ogłoszeniu, żeby dostawać wiadomości typu: Wiem, że szuka Pani młodszej/starszej niani, ale może jednak? Szukam pracy z wyższym wynagrodzeniem, biorąc pod uwagę moje kwalifikacje i wieloletnie doświadczenie to obopólna strata czasu - po co? Może to Pani opowiedzieć koleżance przy kawie. Albo, że nie zajmowałam się tak małym dzieckiem, ale chętnie spróbuję. Czy ja gdzieś napisałam, że moje dziecko jest doświadczalne? Ja rozumiem, że nie ma pracy, że kryzys, że wszystko to ten kraj, że nam się ciężko wiąże końce. Ale gdybyśmy się porozumiewali między sobą z większą kulturą i szczerze rozmawiali to może chociaż trochę byłoby lepiej. Może tak jakoś, ja wiem? Po prostu milej. Trzymajcie kciuki, proszę, bo osiwieję.
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...