piątek, 17 stycznia 2014

To ja też się WOŚP-ię (kilka dni później)

Od czasu do czasu obije się o mnie jakiś absurd ze świata polityki tudzież życia społecznego i stwierdzam przejdzie im, zmienią swoje zdanie jeszcze kilkanaście razy do wyborów, do naszej emerytury, do czasu aż nasze dziecko pójdzie do szkoły i będzie nas cokolwiek z tych gówno prawda, że dla naszego dobra decyzji dotyczyć. Dlatego omijam szerokim łukiem kurioza polskiej codzienności, chętniej pośmieję się niż ponarzekam kiedy napotkam jakąś pozbawioną większego sensu informację.
Dzisiaj nie wiem co robić, jak się odnaleźć po słowach poseł Pawłowicz? O co właściwie idzie w tym wielkim ataku andronów na orkiestrę?

Dajemy Owsiakowi, ale i tak nie pójdziemy do nieba. Bijemy za to rekord polubień chorego chłopca - grosz w kieszeni zostaje. Pomoc przecież ma wiele wersji, a czy rzeczywiście pomaga? Z tym już kij. I w ogóle tam, gdzie dzieje się dobro, my go jednak nie chcemy, przesunęlibyśmy je bardziej w prawo, przecież w tym miejscu ono być nie może, naprawdę. Przesuńmy je w prawo! A szczerze mówiąc to wolimy stworzyć sobie własny rodzaj dobra - bo po naszemu zawsze jest najlepiej. Gdyby przymknąć oko, to może i Pani poseł ma rację, może i dobro jest w kościele. A może jest w każdym z nas. A może całe jest w niej. Ostatecznie bozia dała nam wolną wolę, więc rozumiem, że wolimy sobie poszukać dziury w całym dobru, Pani poseł, tą wolną wolą? Bo za dobrze być nie może. Ostatecznie przecież to bozia o wszystkim decyduje, dlatego Pani poseł wybaczy, ale farmaceuta nie sprzeda Pani leku na przeziębienie. Skoro taka wola nieba, proszę kaszleć i kichać na wszystko jak do tej pory, i się gorączkować. Na razie dobrze idzie Pani poseł stopień złości. Potęguje się, że już żaden lek nie pomoże. Więc nie zbierajmy na niego. Nie nawrzucajmy Pani. Ale Owsiakowi tak. Samo dobro. Gdzie ja jestem?

Okulary Jurka pamiętam z dzieciństwa, wszystko pamiętam jakby było dziś: w starym kineskopowcu Owsiak, a ja na dywanie z tak zwaną w ówczesnym slangu "opadniętą koparą". Po prostu nadziwić się nie mogłam, jak on to robi, że jednoczy te serducha. Wykleja nimi całą Polskę i one biją wielkim pozytywem, i to naprawdę działa. Szkoda, że klej na serca bywa mało trwały i niektórym jak się po orkiestrze odklei to i chęć dalszej pomocy się gubi. Ale przynajmniej przez chwilę jest fajnie. Czy nie o takie momenty w tym naszym świato-byciu chodzi? Ach tak, zapomniałam. Wolna wola pozwala nam wybrać, więc jak sobie tak wolimy to ostatecznie zawsze może być chujowo.
Dzisiaj Pani poseł (która jest ikoną całej rzeszy "dziurawców", czyli tych którzy szukają dziury w całym dobrym) wchodzi z butami i powyższe udowadnia - tłucze przysłowiowe okulary, mój dziecięcy symbol pomagania sobie wzajemnie i tego, że bliźniego swego jak siebie samego, nosz kurde! Po prostu symbol radości.

Coś we mnie pękło. Dlatego muszę zrobić się pogo(dnie), nastawić znów pozytywnie, żeby nikt mi nie zepsuł tygodnia. Jakiś przystanek muszę sobie zrobić od tej dziwnej odmiany polskości, zawistno-nienawistnej. Przystanki są potrzebne. W tym przypadku szczególnie. Ten jeden tak ważny przystanek.
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...