środa, 16 kwietnia 2014

Wielki podmuch - część II

Ciążyła mi powszechna opinia na temat ciąży. Czasami nie wiedziałam czy to świat zwariował czy ja, czy my oboje jednocześnie i razem - ja ze światem i świat ze mną. No bo w którym szpitalu rodzić? Czy naturalny poród, czy cesarka? Która szkoła rodzenia i który rodzaj jogi dla kobiet w ciąży? I czy nikt, naprawdę nikt nie wziął pod uwagę, że może ja w ogóle nie chcę jogi? Nie pij kawy. Pij kawę. Nie pij herbaty. Pij herbatę. Leż na lewej stronie i smaruj się kremem, na którym jest zdjęcie Pani z brzuchem, bo tylko po nim skóra najmniej się rozstępuje. I oczywiście nawet nie myśl o tym, że Twojego partnera albo jeszcze mniej modnego męża nie będzie przy porodzie i że nie będziesz karmić piersią.

W dupach Wam się poprzewracało drogie ciężarne, którym ciąża ciąży tak bardzo, że musicie wciąż leżeć, robić sobie okłady, wymazy, namaszczenia. Celebrujecie te brzuchy jakby miały Wam zaraz pęknąć od najmniejszego ruchu. A przecież to tylko nieco inny stan skupienia. Skupienia się w końcu nie na sobie, chociaż w sobie. To owszem trochę cięższy stan skupienia, może bardziej wymagający, ale bez przesady proszę Państwa. Środek ciążenia potrafi być umiarkowanie zrównoważony, mimo, że ciąża bywa kosmosem. Dla mnie była. Takim fajnym kosmosem, gdzie zawsze chciałam się wystrzelić, ale się bałam. To, że rosło we mnie życie, że ono miało już w brzuchu brwi, rzęsy, oczy (koniecznie po tacie!), że impreza była dotkliwsza niż w niejednym akademiku: skakanie, kopanie, fikołki, rzyganie, (u)ciążliwy standard. Ale najgorsze było słuchanie ciotek dobrych rad, które wiedzą najdokładniej, jak dbać o siebie w ciąży. Zresztą teraz ta cała radanina (czyli gadanie dobrych rad) nie ustaje a jeszcze się nasila. Tylko temat się zmienił z egocentrycznego "pępkowego", o tym "co w brzuchu" na ten "co z niego wyrosło" i jak to chować (przed światem). Poza tym wszystkim, co mi ciążyło (a było tego więcej, cały strumień ciążowych refleksji, wciąż ciążących), cieszyłam się bardzo i wciąż w ciąży mocniej z każdego dnia. Nawet z porodu się cieszyłam. Że się w końcu zaczął, no i jakimś cudem skończył. Niepostrzeżenie minął rok i powiem Wam tylko, że ten mechaniczno-fizjologiczny przypadek* rozwalił mnie na łopatki. Urodził mnie syn! (parafrazując innego poetę). Od roku żyję. Prawdę mówiąc ledwo dycham, nie dosypiam. Nikt nigdy nie napisze o mnie na pudelku i nigdy nie będę u Wojewódzkiego. Ale jestem mamą i dumno mi z tym.







*definicja dziecka według Maksa Frischa w Homo Faber: relacja














Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...