czwartek, 12 czerwca 2014

Dola bloga

Od dawna noszę się z zamiarem napisania tekstu o pisaniu tekstów. Postanowiłam dać moim myślom sporą dozę spontaniczności, bez względu na to jaki będzie efekt ich przemiany w litery i zdania. Bo czy nie jest tak, jak mówił Hermann Hesse, że pisanie jest za każdym razem szaleńczą, ekscytującą przygodą, przeprawą malutkim czółnem przez pełne morze, samotnym szybowaniem w kosmos? Jasne, że tak. Więc czego chcesz więcej od pisania? 


Żeby było jakieś? Żeby było o czymś? Żeby było dla kogoś?

Nie wiem jak się zabrać do tekstu, kiedy tym razem piszę go tylko dla siebie. Piszę tekst dla niego samego. Żeby powstał z moich na wpół martwych myśli, przeleżanych w głowie. Żeby podniósł się z moich prawie już upadłych idei o tym, że pisanie jest potrzebne, że jest najprawdopodobniej jedną z najlepszych czynności jakie wymyślono (obok kochania, spania i dobrego jedzenia). Piszę tekst, żeby znowu w niego uwierzyć. Żeby określić cechy charakteryzujące tekst jako tekst, a nie jako wielką dupęmaryny w temacie dziecka i bycia rodzicem. Odnaleźć ten czynnik budujący tekstualność, żeby się przekonać, że kiedy piszę dziecko, o dziecku, dla dziecka to cokolwiek więcej znaczy niż tylko słowo. Tylko od nas zależy w co poskładamy litery, dlatego postanowiłam w sobie popuzzlować i napisać jak się mam po dziewięciomiesięcznym pobycie w mamosferze (taka blogowa ciąża się z tego zrobiła).

Nie znamy się. Nie wrzucam zdjęć swoich i dziecka (to nawet nie o to chodzi, że jest łatwiej być anonimowym, szczególnie, jeżeli pisze się o pierdołach. To jest trochę jak na zdjęciach Pana Strusia - że nie zawsze trzeba wydać światu jak na tacy facjatę dziecka, żeby pokazać emocje).
A więc jestem blogerem bez twarzy (tak mnie i tym podobnych piszących albo udających, że potrafią pisać nazywa blogożanka, która ma jedne z bardziej trafnych spostrzeżeń w tym mamświatku, a przede wszystkim chwyta się takich tematów, że nie sposób nie czytać). Więc nie znamy się. I nie mam czasu na pisanie, co mnie w ogóle nie tłumaczy, bo zdaniem innej koleżanki po fachu blogowanie z mamowaniem idzie bardzo w parze, jeżeli się tylko chce. Widocznie chcę za mało. Widocznie nawet moje wersje robocze postów przeleżane tygodniami nie publikują się w jakiejś wolnej i, co najważniejsze, stosownej chwili, tylko czekają na właściwy moment. On często nie przychodzi. Dezaktualizuje się. Usuwa się. Mimo wszystko lubię tutaj bywać, bo nie znalazłam jeszcze lepszej odskoczni od tej cięższej strony życia niż pisanie. Z tego miejsca pozdrawiam wszystkich, którzy kochają litery składające się w istotny przekaz - litery, które cholera wie jak długo będą trwałe. Blog z Wami i dziecko też.

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...