poniedziałek, 2 września 2013

"Idź do domu, rozsiądź się z gazetą i przeczytaj ją po raz ostatni"

A zatem tytułem wszystkich wstępów i podsumowań działań facjatobookowych: jesteśmy już chyba gotowi na bloga. Bo na dziecko nigdy - ale cóż, dziecko już mamy, stety niestety  - co zrobić? Mleko z cyca się rozlało, niedługo później kupiłam butelkę i wyrzuciłam do kosza wszystkie poradniki o byciu rodzicem. To tak na dobry początek. A potem moja mama powiedziała mi, że dopóki nie skończyłam pięciu miesięcy, często miała ochotę wyrzucić mnie przez okno razem z moją permanentną kolką i darciem wniebogłosy. Pomyślałam wtedy, że historia lubi zataczać tragiczne koła, na szczęście nie w skutkach tragiczne, ale jednak ciężkich myśli kotłuje się w głowie mnóstwo w chwilach załamania i zmęczenia. Dlatego, nie ma co ukrywać, to okno wydaje się być czasami naprawdę jedynym wyjściem z niełatwej mamusiowej sytuacji.

I co zrobić, skoro jednak doszło do tego cudownego (strasznego? niepotrzebne skreślić) połączenia się komórki jajowej z plemnikiem? Już na dzień dobry wypowiedziane do testu ciążowego wiadomo, że czeka nas wielka przeprawa, nazywana często końcem wolności i udręką, a  jeżeli nie można sprzedać dziecka na allegro, to trzeba je pokochać. Czy to się dzieje w dniu rozpoznania ciąży? Jeżeli tak było u Was - szczerze w to wątpię. Fascynacja cudem narodzin była oczywiście ogromna, wiecie, ten brzuch, z którego potem jak z balona powietrze, uchodzi nowe życie - ma ręce, nogi, paznokcie, oczy po tacie - to jest przewielkie łał! Ale matczyna miłość? To niestety nie jest towar gotowy do wysyłki w dniu porodu. Trzeba czekać, trzeba się uczyć. O matko, jak wiele trzeba się nauczyć!

W tym poście nawiązuję trochę do testu "Czy jesteście gotowi na dziecko?", który sukcesywnie zamieszczałam na fejsbukowym E-Mamuś, bo jeżeli chcesz utwierdzić się w tym, że chcesz mieć dziecko, albo, co jest bardziej popularne wśród mojego środowiska, że go nie chcesz, powinnaś pójść do domu, rozsiąść się z gazetą i przeczytać ją po raz ostatni. O tym, że będąc rodzicem na nic nie ma czasu, wiedzą oczywiście najlepiej Ci co nie mają dzieci. A Ci co je mają? Oni piszą blogi i siedzą na fejsbuku. Wszyscy jak bum cyk cyk wygrali chyba ekstra godziny do doby i mają czas na wrzucanie zdjęć dzieci i opisywanie tych wszystkich cudownych chwil rozwoju swojej progenitury.
Nie wiem na co nam starczy czasu i sił, i z jaką częstotliwością będziemy działać w matczynej sferze w Internetach, ale na pewno zawsze w myśl tego, że bycie matką nie jest super słodkie, że mi­mo przestudiowania niez­liczo­nych ilości książek na te­mat ma­cie­rzyństwa, żad­na z nich nie przy­gotuje Cię na to, że poród to rzeźnia, a pier­wsze dwa miesiące po nim są praw­dziwą masakrą. Od tych zbawiennych słów Agnieszki Chylińskiej całe to e-mamusiowo powstało i w tym klimacie oby trwało dalej, bo naprawdę jest tyle cudownych leków, sprowadzających mnie, jako matkę do twardej rzeczywistości, że nie chcę chorować na ten pseudo-fantastyczny mit Matki Polki. W poszukiwaniu choro-zdrowego rozsądku w byciu mamą - w te desenie idziemy! I będzie nam miło, jeżeli z nami zostaniecie. 

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...