Nomenklatura mojego ciała: 166 cm, 54 kg, B75, 36/38, S/M, 63 cm i jeszcze
inne liczby mnie tworzą. I nagle coś powoli zaczyna się zmieniać: C85, 100 cm, 68
kg, 38/40, M/L, i ponownie 58 kg, M, 38, 67 cm, D75. Coś w ten deseń. Rozrastania
się i zmniejszania. Kobiecość wielokrotnie przymierzana, dokładnie ważona,
dopinana (nie zawsze się w nią zmieścisz, już prawie pękasz z dumy). Pełniejszy
dekolt wie o niej dużo mniej niż hormony. Ciąży kobiecość noszona aż do bólu
kręgosłupa i puchnięcia nóg. Ciąży a tak dziwnie cieszy. Jestem ja i z doskoku
jakaś ręka i noga odkształcające mi brzuch, mam w nim motylki. Wciąż w ciąży. A potem ta pustka. Nomenklatura
mojego ciała: 166 cm, 55 kg, B75, 36/38, S/M, 64 cm. Jestem ja i jakaś ręka dotykająca mojej twarzy. Maleję w tej wielkiej chwili. Kurczę się ze strachu, rosnę ze szczęścia.