czwartek, 5 września 2013

No chyba blogujesz!

Miało być dzisiaj o narzekaniu, hejterzeniu, sponiewieraniu mózgu przez gadaninę ludzi, którzy, wychodząc z domu, nie pakują dystansu do toreb tudzież kieszeni (powinno się go wpiąć do kluczy, naprawdę jest niezbędny!). Miało być trochę w duchu jednej z moich ulubionych maksym: ciesz się swoimi problemami, już nigdy możesz ich nie mieć! Ale będzie zgoła odmiennie, chociaż dodam oczywiście szczyptę narzekania i może trochę ten tekst przepieprzę i spieprzę, ale co tam! Obarczam winą ten od rana wisielczy czwartek - o to, że chyba właśnie strzelam sobie samobója (bo który szanujący się właściciel bloga już na starcie przewiduje jego koniec?). 
Otóż, do porannej kawy postanowiłam poczytać blogi, oczywiście parentingowe, czy jak się one zwą. O tym, że włączam się w walczący z wózkami tłum mam, wiedziałam już zakładając E-Mamuś, nie wiedziałam tylko czy zostanę przejechana trójkołówką, albo może dostanę po głowie parasolką, wiązania chustą wolałam sobie nie wyobrażać. Ale jakimś cudem udało mi się miękko wylądować w mamosferze, bo okazała się być miłą i niehejterską, chociaż ledwie się z wózkiem zmieściłam, ale nie narzekam, jest mi tu wygodnie, żeby nie było. I dzisiaj do tej porannej kawy pędzę te blogi czytać, a potem myślę, może je policzę? Niedługo później stwierdzam ojapierdolę o jaka duża ilość tych blogów! Zatem rozłożę sobie ich czytanie na resztę kaw w tym roku, a dziś biorę na tapetę te znane mi już z fejsbuka. I wiecie co? Jest fajnie, jest tak fajnie mamowo, ale miejscami gorzko o blogowaniu. Bo czy ono ma sens? Z trzech stron idą podobne głosy, niech ja będę tą czwartą, chociaż całe gówno wiem o pisaniu, z dziecięcych kup jestem może trochę lepsza. Potwory wózkowe, FarmaŻony i mia gioia nella vita jednym chórem o pisaniu bloga, o bezgłowych komentujących, o całym tym matczynym terytorium, które się poszerza w zawrotnym tempie. Po co nam te krainy mlekiem matek płynące, obsrane dziecięcymi kupami, zalane łzami trudów, zaśmiecone pampersami i chusteczkami co nawilżyły? Jak wiele trzeba jeszcze o tym wszystkim napisać i w jaki sposób pisać, żeby świat cały wiedział, że my mamy to najlepsze? Że my to tak wiemy, że nikt tak nie wie, jak my! A u mnie trzęsień nie ma, bo zasada jest bardzo prosta. Lubisz pisać? Lubisz. Pisz. Lubisz robić zdjęcia? Nie cykaj się! Zalejmy Internet, on wiele pomieści. A jeżeli coś popada w banał, wybloguj się i szukaj dalej. Jest w czym wybierać, naprawdę, życia nam nie starczy. Zatem wracam do czytania, może jeszcze przez moment będę pozostawać w szoku od ilości mam piszących, ale nie powiem o tym głośno. Wcale mnie to nie przeraża. W ogóle! Nic!
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...